Podobno potrzeba matką wynalazku i to powiedzenie akurat idealnie sprawdziło się przy tym wegańskim biszkopcie. Potrzebowałam biszkoptu, który będę mogła zrobić bez użycia miksera, którego nie posiadam, a którego nie kupię, bo moja wynajmowana kuchnia ma zdecydowanie zbyt mało szafek i już zakup kolejnej brytfanki sprawia, że wszystko się nie mieści, ale znalazło sobie lokum na suszarce ;) A pomyślałam, że skoro i tak nie używam jajek to może warto zrobić po prostu wersję wegańską. I wyszedł bardzo zgrabny i piękny wegański biszkopt. Najłatwiejszy, stosunkowo szybki i idealny do tortów. Nie jest aż takim puszkiem jak tradycyjny biszkopt, ale i tak jest jest lekki, delikatny i pyszny. Zapraszam :-)
Wegański biszkopt bez miksera
(tortownica o średnicy 22 cm)
~ 300 g mąki pszennej
~ 120 g cukru
~ 1 łyżka proszku do pieczenia
~ 1 łyżeczka sody oczyszczonej
~ 1 szklanka mleka sojowego
~ 1/3 szklanki oleju
~ 1 łyżka octu jabłkowego
Piekarnik nagrzewamy do 180 stopni.
W jednej misce mieszamy mąkę, cukier, proszek i sodę, a w drugiej mleko, olej i ocet. Następnie łączymy zawartość obydwóch misek mieszając energicznie trzepaczką. Gdy wszystko się dobrze połączy przelewamy do tortownicy wyłożonej papierem do pieczenia. pieczemy ok. 40-45 minut. Sprawdzamy suchym patyczkiem czy jest przepieczony. Jeśli tak wyjmujemy i studzimy. Przekładamy wedle uznania :-)
2 komentarze
Ciasto nie chce rosnąć :( robiłam już kilka prób. Podpowiesz co mogę robić złe?
Oj :( może to być wina mleka roślinnego (zawsze używałam sojowego niesłodzonego), sody oraz proszku (nie mogą być zwietrzałe) albo octu (musi być jabłkowy). Może pomogłoby odstawienie na 10 minut mleka z octem i olejem? Ja nigdy nie miałam z tym biszkoptem problemu, więc nie wiem co mogłoby innego nie zagrać :( Czasem też to wina piekarnika, ale skoro inne ciasta wychodzą to nie ma też co go obwiniać… Ten biszkopt tez nie wyrasta jakoś bardzo mocno, ale troszkę jednak powinien w górę pójść. Cóż trzymam kciuki w takim razie za następne i mam nadzieje, że się udadzą, a poprzednie próby to po prostu seria niefortunnych dni do pieczenia ;)