Przyznam Wam się z bólem w serca, że choć pochodzę z Torunia, spędziłam tam 3/4 życia i jestem tam przynajmniej raz na miesiąc, to słabo znam toruńskie restauracje. Zanim zapragnęłam odkrywać różne kuchnie świata zdążyłam wyprowadzić się do Warszawy na studia, a wcześniej chodziło się głównie do Manekina, Piccolo (kultowa pizza, która jest trochę jak okrągła zapiekanka z pieczarkami) i Metropolis (taka polska pizza, ale mega dobra!).
Nie miałam większych wymagań co do restauracji poza tym, żeby było tanio i smacznie. I tak jak już Piccolo znudziło mi się jakieś 15 lat temu, bardziej pokochałam prawdziwie włoską pizzę niż tą z Metropolis, tak miłość do Manekina pozostała i tam zawsze stołujemy z mamą, kiedy wpadam na weekend (duży wpływ na to ma też fakt, że moja mama nie chce iść nigdzie indziej tylko zawsze chce iść na swojego naleśnika ze szpinakiem i łososiem ;p). Ale dwa razy zdarzyło mi się być w Toruniu na dłużej i razem z S. w końcu odwiedziliśmy polecaną mi przez przyjaciółkę restaurację Monka na przeciwko mojego ulubionego toruńskiego zabytku, czyli Krzywej Wieży, która zachwalała tam podpłomyki.
Pierwszy raz poszliśmy tam w lato, ale nie pisałam od razu recenzji, bo miałam wrażenie, że posmakowaliśmy za mało. Więc wybraliśmy się znowu zimą i poczułam się na tyle zasobna w nowe doświadczenia smakowe, że stwierdziłam, że nadszedł już czas, żeby Wam z całego serca polecić restaurację Monka w Toruniu, którą uważam za jedną z lepszych restauracji w Polsce (a byłam w warszawskim Bez Gwiazdek i Amaro ;-)).
Pierwsze wrażenie – idealnie skomponowane menu
To co od razu spodobało mi się w Monce to fakt, że przecudownie łączy opcje dla mięso- i roślinożerców. Menu opiera się na kuchni polskiej, ale w nowoczesnym pomysłowym wydaniu, który sprawia, że zakochuję się w niej na nowo. Lista dań nie jest ani za długa ani za krótka i każdy może znaleźć coś dla siebie. Są zarówno opcje wegańskie, jak i wegetariańskie czy rybne czy mięsne.
I nie jest tak jak w wielu restauracjach, że jest jedno danie wegańskie, którym jest jakiś gulasz z warzyw. Wszystkie propozycje są oryginalne, przecudownie i pomysłowo skomponowane i chce się spróbować absolutnie wszystkiego. Nawet jeśli zdecydujecie się, że dzisiaj jecie bez mięsa nie wiecie czy macie wziąć kopytka czy może pieczonego kalafiora czy może podpłomyka z hummusem. A jak chcecie mięso to czy kaczkę czy karkówkę czy podpłomyka z dziczyzną.
I to właśnie urzekło mnie od pierwszego spojrzenia na menu. Że nawet jak czegoś nie lubicie to będziecie chcieli to zjeść, bo jest podane w takiej formie i z takimi dodatkami, że jesteście ciekawi, jak to może smakować. Ja na przykład nie jestem wielką fanką kopytek, ale tutaj są kopytka dyniowe z chipsami z dyni i wędzonym twarogiem (za którym też specjalnie nie przepadam) i oczywiście musiałam ich spróbować.
Pomysłowe przystawki
W czasie oczekiwania na jedzenie dostaliśmy czekadełko – pieczywo ich wyrobu. W lato podawane z gzikiem, a zimą ze smalcem. Letnie wersja była absolutnie doskonała – gzik był świeżutki, delikatny z odpowiednią ilością szczypiorku, żeby dodać nie było ani za mdłe ani zbyt ostre. I tak jak wcześniej deprecjonowałam trochę gzik tak od tamtej pory nie mogę doczekać się wycieczki do Poznania i zjedzenia pyr z gzikiem. Jeju jak one muszą smakować <3
Na temat smalcu Wam zbyt wiele nie powiem, bo nie jestem w stanie zjeść kromki chleba ze smalcem, ale S. bardzo chwalił. A ja mogę tylko powiedzieć, że był pięknie bialutki i ładnie się prezentował. Nie wiem czy zawsze w zimę jest smalec, ale ja wiem, że będę raczej celowała w wiosnę lub lato, żeby dostać znowu ten przepyszny gzik.
Jako przystawkę zamówiłam gotowaną kapustkę pak choi z wegańskim serkiem topionym i orzeszkami włoskimi. I choć brzmi bardzo niepozornie to była przepyszna. Generalnie lubię smak pak choi, ale nie przez jej długie włókna dość ciężko ją jeść, ale i tak nie żałuję, że ją zamówiłam. Serek topiony wegański smakował jak legitny ser topiony z mleka, a czuć w nim było delikatność i kremowość, co idealnie pasowało do kapustki i chrupiących orzechów włoskich. Taka przystawka to wręcz ideał, a ja byłabym skłonna zamówić takie cztery i najeść się tylko nimi.
S. za to zdecydował się wtedy na zupę dnia, którą okazało się gazpacho (chłodnik z pomidorów) z chipsem z ziemniaka. Zupa była pięknie podana, mocno pomidorowa, fajnie doprawiona, ale kompletnie nie w moim stylu. Doceniam kunszt kucharza, bo jeśli ktoś lubi gazpacho będzie na 100% zadowolony, ale ja niestety nie jestem jego fanką (pisząc tą recenzję wyjątkowo przekonuję się, że jestem jednak wybrednym człowiekiem, choć generalnie mam się za wszystkożerną :p).
Główne dania
W moim przypadku danie główne to był pieczony kalafior podany z grzybkami shimeji, musem morelowym i sosem demi glace. To było wykwintne przepięknie podane danie, a wszystkie składniki idealnie ze sobą współgrały. Aromatyczny chrupiący kalafior, słodko-kwaśny mus morelowy, aksamitny sos demi glace i mięciutkie grzybki. Pyszne i piękne.
S. za to skusił się szarpaną wieprzowinę podawaną w czarnej bułce z prażynkami. Bardzo pomysłowe, bardzo smaczne i bardzo duże. I ten burger jest tylko potwierdzeniem, że porcje w Monce są naprawdę solidne ;p
Za drugim razem skusiłam się na dyniowe kopytka z chipsami z dyni, jarmużem i wędzonym twarogiem. I tak jak całe życie przechodziłam obok jakichkolwiek kopytek obojętnie tak teraz jestem cała prokopytkowa i sama chcę robić takie pyszne w domu! Same kopytka były drobne, mięciutkie, lekko słodkie od dyni, chipsy z dyni leciutko chrupiące i delikatne, a wędzony twaróg sprawiał, że całość nie była mdła, ale nabierała charakteru. Przewspaniałe danie, które mogłabym jeść codziennie!
S. za to zdecydował się na karkówkę konfitowaną z brukwią podaną z kluskami śląskimi i pieczonymi burakami. Ja mogę powiedzieć tylko, że buraki były idealnie upieczone, mięciutkie i soczyste 10/10, a karkówka wyglądała na soczystą i pyszną (a według S. taka właśnie była).
Na deser niestety nie skusiliśmy się ani razu, bo już nie dalibyśmy rady. Ale to co jest dodatkową bardzo miłą niespodzianką w Monce to fakt, że przy rachunku częstują Was piernikowym ptasim mleczkiem, które jest ciągnące, korzenne i leciutko słodkie (a nie twarde, sztuczno-słodkie i mdłe jak popularne pianki :p). Bardzo miły i smaczny akcent na koniec wizyty :-)
Super w Monce jest też obsługa, która zawsze jest bardzo sympatyczna, profesjonalna i bez zadęcia. Wszyscy się uśmiechają, doradzają, jeśli jest taka potrzeba i nie czuje się w tym nic wymuszonego. Dzięki niej można poczuć się po prostu dobrze i swobodnie w restauracji i miło spędzić czas. Dodatkowo, wnętrze jest jasne, z dużą ilością drewna, pięknie urządzone i zawsze czyste.
Choć sama restauracja jest naprawdę piękna i pasowałby do niej elegancki strój to absolutnie nie jest konieczny. Jest to miejsce zarówno na luźny pyszny lunch w trakcie dnia, jak i romantyczny wieczór. Ja w restauracji Monka absolutnie się zakochałam i polecam ją każdemu, bo uważam, że to nawet nie tylko najlepsza restauracja w Toruniu, ale też jedna z najlepszych w Polsce. Więc jeżeli zastanawiacie się, gdzie zjeść w Toruniu Monka jest najlepszą odpowiedzią ;-)
Gdzie? ul. Piekary 2, Toruń
Godziny otwarcia – pn.-czw. od 12.00 do 22.00, pt.-sob. od 12.00 do 23.00, ndz. 12.00-21.00
Ich fanpage i strona z menu
Ile wziąć kasy? Przystawki 15-35 zł, dania główne 30-60 zł, podpłomyki ok. 20 zł, desery ok. 20 zł.